Minister Finansów proponuje pięćdziesięciokrotny wzrost opłat za wydanie interpretacji podatkowej. W projekcie nowej ordynacji podatkowej przewiduje się wzrost opłaty z dzisiejszych 40 zł do 2000 zł! Nie w każdej w sytuacji, ale tylko gdy fiskus uzna, że sprawa jest trudna. W związku z tym nasuwają się dwie (co najmniej) uwagi.
Pierwsza: na jakiej podstawie urzędnik będzie twierdził, że sprawa jest trudna? Czy nie jest tak, że w zależności od poziomu percepcji czy zdolności problem jest dla jednego trudny a dla drugiego łatwy? Poza tym, cytując klasyka (nawiasem mówiąc J.W.Goethe, któremu niektórzy to stwierdzenie przypisują, też tylko je cytował, czy raczej powielił): „Wszystko jest trudne, zanim stanie się łatwe”. Czy dobrze się domyślamy, że jak poruszymy jakiś problem jako pierwsi w kraju, to zostaniemy obciążeni opłatą w wysokości 2.000 zł, ale jak już sprawa będzie rozpracowana i kolejne interpretacje będą wydawane przez kombinację klawiszy Ctrl+C i Ctrl+V, to pozostali wnioskodawcy będą płacić 40 zł, bo przecież już wszystko wiadomo? Czy też, w imię sprawiedliwości społecznej, każdy z nich też zapłaci 2.000 zł? A z drugiej (trzeciej?) strony: co gdy pierwszy urzędnik wydający interpretację uzna, że to łatwizna i każe zapłacić 40 zł, ale następny z jego wywodów nic nie zrozumie i będzie chciał za własny wysiłek umysłowy pięćdziesiąt razy więcej? Zakładamy na razie, że jeżeli ktoś pisze wniosek o interpretację, to jest to dla niego problem trudny, więc można założyć, że przynajmniej w istotnej części dla urzędnika – także. Tajemnicą poliszynela jest, że czasem urzędnicy sami nakłaniają podatników do złożenia wniosku o interpretację. I wcale ich nie krytykujemy i nie dziwimy się im. Czasem jest to jeżeli nawet nie jedyna, to najprostsza metoda rozgryzienia problemu w sposób dający jakieś gwarancje i pole manewru obu stronom. Czy jednak interpretacje podatkowe nie zostały wprowadzone po to, by podatnikom pomóc w interpretacji skomplikowanego prawa? Dlaczego podatnik ma ponosić konsekwencje stworzenia przez państwo takiego prawa podatkowego, które nawet urzędnik uzna za skomplikowane i wymagające nadzwyczajnego wysiłku umysłowego.
To jedna strona medalu. Ale np. kilka dni temu w tzw. prasie fachowej znaleźliśmy omówienie interpretacji indywidualnej, w której Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej wyjaśnił, że podatnik prowadzący biuro rachunkowe może uznać za koszt podatkowy wydatki (diety) związane z jego wyjazdami do klientów z innych miejscowości. Naszym zdaniem, jeżeli ktoś nie potrafi czytać przepisów, to nie powinien zajmować się sprawami podatkowymi innych osób. Spytamy więc przewrotnie: czy czasem nie powinien płacić więcej za zawracanie głowy podatnik, który zadaje takie pytanie, na które odpowiedź nie wymaga interpretacji przepisu, lecz wystarczy jego proste wskazanie? Dlaczego obciążać kosztami takiego podatnika, który wskazuje faktyczne problemy interpretacyjne a często niedoróbki legislacyjne prawodawcy?
Osoby chcące dowiedzieć się więcej na ten temat zachęcamy do odwiedzenia naszego biura.