Minister Finansów wyjaśnił ostatecznie (?), że  u podatników, którym przysługuje zwolnienie ze składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne potrącone od wynagrodzeń pracowników, kosztem podatkowym nie jest kwota brutto tych wynagrodzeń, lecz ich wartość pomniejszona o sumę składek objętych zwolnieniem. Tym sam zakończyła się (chwilowo?) ewolucja oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Krajowa informacja Skarbowa pierwotnie wyjaśniała, że kosztem jest cala kwota brutto, potem, że u podatników PIT kosztem jest ta kwota pomniejszona o składki a nie wiadomo jak u podatników CIT  (taką właśnie interpretację nam przekazano i na nic zdała się próba dyskusji co do braku podstaw prawnych i logicznych w tym zakresie; skądinąd częstotliwość odmowy odpowiedzi ze względu na brak wypracowanego przez fiskusa stanowiska w jakieś sprawie jest zadziwiający i zatrważający), wreszcie stanęło na tym, że u wszystkich tak samo. Niekorzystnie.

Czy jednak słusznie? Ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych i fizycznych mówią, że  za koszt podatkowy nie uważa się nieopłaconych do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych składek w części finansowanej przez płatnika składek. A tu chodzi o składki finansowane przez pracownika (potrącane mu z wynagrodzenia). A co mówią ustawy na temat zaliczania wynagrodzeń? Mówią (art. art. 15 ust. 4g ustawy o CIT i art. 22 ust. 6ba ustawy o PIT), że wynagrodzenia  stanowią koszty uzyskania przychodów w miesiącu, za który są należne, pod warunkiem że zostały wypłacone lub postawione do dyspozycji w terminie wynikającym z przepisów prawa pracy, umowy lub innego stosunku prawnego łączącego strony. Decyduje więc wyłącznie okoliczność, czy zostały pracownikowi wypłacone w terminie. I bez znaczenia w świetle tych przepisów pozostaje fakt, kiedy odprowadzone zostaną  składki (a także podatek dochodowy) od tych wynagrodzeń. W tej sytuacji posługiwanie się przez ministra argumentacją, że skoro podatnik zwolniony został z obowiązku przekazania potrąconych składek, to „nie rozpatruje ich w kategorii kosztów”, bez podawania konkretnych przepisów,  należy rozpatrywać  wyłącznie  w kategorii „chciejstwa” fiskusa i zmniejszenia skutków tzw. tarczy antykryzysowej  dla budżetu (czy też przesunięcia punktu ciężkości: tu odbierzemy, tam damy). Z całą pewnością istnieje szereg argumentów przemawiających za wszczęciem sporu przed sądami administracyjnymi w tej sprawie.